Chyba nikogo nie zdziwi, jeśli napiszę, że i ja dostałam do testów od firmy Astor zestaw - niespodziankę zawierający ich najnowsze dzieło.
Jak się szybko okazało, urocze kolorowe pudełeczko:
kryło zawartość rodem ze szkolnych piórników:
Dołączone ulotki odkryły przede mną tajemnicę owego wynalazku - jest to ni mniej ni więcej tylko szminka w formie flamastra z balsamem nawilżającym.
Innowacyjna formuła flamastra do ust z balsamem nawilżającym sprawi, że Twoje usta będą niezwykle kuszące i pozostaną idealne przez wiele godzin.
Flamastrem wygodnie i precyzyjnie nałożysz kolor na usta, a balsamem dodasz im nawilżenia i blasku. Z Perfect Stay lip Tint zrobisz makijaż w kilka sekund i będziesz go pewna.
Bogata paleta barw zapewni Ci pełną satysfakcję. Z łatwością wybierzesz kolor, w którym będziesz czuła się wyjątkowa!
Perfect Stay Lip Tint - pasuje do Ciebie i Twojej torebki.
Tyle od producenta, teraz będzie ode mnie.
Na wstępie zaznaczę, że baaaardzo ucieszyła mnie zawartość paczki. Aż do jej rozpakowania nie wiedziałam, co to będzie i miałam małe obawy co do tego, że np. dostanę jakiś ichni nowy podkład w odcieniu dla skwarek - solarek ;) A tu nie dość, że taki fajny bajer, to jeszcze w trzech kolorach! W tym miejscu oddaję zatem dziękczynne pokłony firmie Astor za możliwość wzięcia udziału w tej przedpremierowej akcji testowej.
Przejdźmy teraz do konkretów.
Kolorowe pudełeczko zawierało trzy odcienie Astor Perfect Stay Transferproof Lip Tint & Care:
- 200 - Grenadine
- 103 - Rosewood Blush
- 300 - Nude Sweetness
Flamastrów Astor Lip Tint używam od przeszło 2 tygodni i przez ten czas zdążyłam wyrobić sobie o nich opinię. Pozwolicie, że tym razem przedstawię ją w punktach, bo zauważyłam, że mam zbytnią tendencję do rozpisywania się...
Ogółem:
- pierwszy występujący w kilku kolorach lip tint w Polsce - oświećcie mnie, jeśli się mylę; odcienie, jak i ich sugerowane przeznaczenie możecie poznać na oficjalnej stronie Astor Lip Tint,
- ogólnodostępny - produkty Astor są w wielu sklepach i drogeriach, więc od 8 kwietnia, kiedy to oficjalnie wchodzą na rynek, nie powinno być problemów z ich zakupem,
- cena i pojemność/gramatura - póki co nieznane.
Opakowanie:
- przyciągające wzrok, a jednocześnie porządne - nie jakaś tandetna zabaweczka dla nastolatek, wyglądają na solidne i trwałe,
- kolor opakowania wskazujący na efekt osiągany na ustach - przynajmniej w teorii, bo w praktyce nie do końca się to zgadza i można się trochę zmylić,
- podobnie jest zresztą z nazwami - Nude Sweetness żadnym nudziakiem nie jest, raczej taki pomarańczowo-koralowy, a znów imię Rosewood Blush zwykle noszą delikatniejsze odcienie różu,
- kolor flamastra ułatwia rozpoznanie danego odcienia, jeśli mamy ich kilka w kosmetyczce - nie trzeba nic otwierać, wykręcać ani szukać numerku na spodzie opakowania - odcień widać gołym okiem.
Zapach, smak itp.:
- delikatny lekko jabłkowy aromat - co prawda jakieś takie kwaśne te jabłka, ale mimo wszystko przyjemne,
- smaku brak, za co niewątpliwy plus,
- sam kolor pozostawia wyczuwalną, delikatnie lepką warstewkę; nałożenie balsamu niweluje ten efekt i czujemy, jakbyśmy miały tylko i wyłącznie balsam,
- mimo wszystko są lżejsze od szminek czy błyszczyków, prawie niewyczuwalne na ustach.
Balsam nawilżający:
- brawo za produkt 2w1 - nie trzeba nosić/kupować balsamu osobno,
- działanie - balsam jest nawilżający nie tylko z nazwy, a naprawdę pielęgnuje,co prawda dla mnie niewystarczająco, ale nie mogę powiedzieć, żeby wysuszał; w dodatku nadaje ładny połysk,
- kiepski sposób załączenia balsamu - łatwo go zniszczyć, jeśli się za mocno przyciśnie do ust albo nieuważnie zatknie skuwkę; lepiej by było, jakby był wykręcany,
- nierówna ilość balsamu w poszczególnych flamastrach, co zresztą widać na zdjęciach - kolor 200 ma go mniej więcej o 1/3 mniej niż pozostałe (zdjęcia robione przed użyciem tego odcienia).
Aplikacja:
- końcówka flamastra jest precyzyjna i pozwala łatwo obrysować kontur ust, gorzej z ich wypełnieniem, wtedy już trzeba się trochę namachać i najlepiej malować jego boczną powierzchnią,
- twardość flamastra wymusza mocniejszy docisk, a w przypadku delikatnego naskórka o skłonności do przesuszenia niestety podkreśla to wszelkie niedoskonałości,
- balsam gładko sunie po ustach, ale z racji felernego jego zamocowania trzeba to robić delikatnie, z wyczuciem.
Kolor:
- 6 odcieni do wyboru, może nie jest to oszałamiająco dużo, ale grunt, że wybór jest i to większy niż 1 słuszny kolor do wszystkiego i dla wszystkich, jak w Beneficie na przykład,
- kolory są twarzowe - sama bym pewnie nie sięgnęła ani po 103, ani po 200, a okazuje się, że naprawdę ładnie się prezentują,
- możliwość stopniowania efektu w zależności o zaaplikowanej ilości,
- czasem pozostawia delikatne "farfocle" - jeden taki widoczny na zdjęciach 200
- sam w sobie przesusza usta i podkreśla suche skórki, dla mnie niemożliwy do stosowania solo, bez balsamu,
- trzeba się trochę przyłożyć do aplikacji, żeby kolor był równomierny; nie obejdzie się bez lusterka, a i obiecywane kilka sekund to też stanowczo za mało
- zanikanie koloru jest równomierne i wygląda naturalnie, usta blakną stopniowo
Trwałość:
- zależna od koloru - 300 specjalnie trwały nie jest, za to 200 i 103 trwają dzielnie na ustach - bez jedzenia nawet i 2-3h,
- nie ma co się łudzić, że przetrwają posiłek - po obiedzie nie ma po nich śladu,
- balsam nawilżający obniża trwałość - bez niego kolor lepiej trzyma się ust i nie pozostawia śladów na szklance/kubku; z balsamem kolor szybciej się zjada i odbija na naczyniach.
Podsumowanie:
Produkt niewątpliwie ciekawy i innowacyjny, wart wypróbowania. Pozwala na dłuższy czas nadać ustom wyrazisty kolor, ale bez uczucia ciężkości typowej dla szminek. Efekt jest bardzo naturalny, zupełnie jakby jakiś pigment wstrzyknąć w naskórek warg.
Jednakże posiadaczki wiecznie suchych ust, nierozstające się nigdy z pomadką nawilżającą - tak jak ja - nie będą w pełni zadowolone z tego produktu. Balsam owszem, nawilża, ale za słabo, a stosowany ciągle na pewno szybko się skończy. Co więcej aplikacja koloru na przesuszone usta mija się z celem, a znów potraktowanie ich wcześniej balsamem niszczy końcówkę flamastra. Do okazyjnego użycia - owszem, na co dzień nie da rady.
Mimo wszystko polecam udać się 8 kwietnia do najbliższej drogerii oferującej kosmetyki Astor i wybrać choć jeden kolor dla siebie. Warto go mieć, choćby na większe wyjścia.
Ocena: 3/5
Zdjęcia
Może nie ukazują wiernie kolorów, ale zawsze coś tam można zobaczyć.
Testy na ręce:
Efekt na ustach w kolejności - usta naturalnie, z flamastrem i na koniec z warstwą balsamu na wierzchu.
Aparat nieco zjadł kolory, a ja nie jestem specem w tej dziedzinie, więc fotki uzupełnię o opisy.
Od razu zaznaczam, że moje nagie ;) usta mogą się wydawać blade, ale w rzeczywistości same w sobie mają raczej mocny kolor.
W rzeczywistości kolor ten ma więcej pomarańczowych tonów. W ogóle to na początku używania tego odcienia kolor był jeszcze mocniejszy, wręcz pomarańczowo-miodowy, z czasem jednak złagodniał. I całe szczęście, bo to teraz mój faworyt.
Tym razem wyszło za dużo malinowych tonów. To taka prawdziwie grenadin'owa, krwista czerwień.
Od razu widać, że zdjęcia z flamastrem robiłam kiedy indziej. Nie dość, że nawet odcień skóry się różni, to i kondycja moich ust nie jest dzisiaj najlepsza i flamaster tylko to podkreśla :/ No ale przynajmniej kto nie wierzył, że taki Lip Tint podkreśla, a nawet wręcz bardziej wysusza wszelkie spierzchnięcia, ten ma namacalny dowód. Kolor jak zwykle przekłamany, w rzeczywistości jest o wiele chłodniejszy.
Ogólnie musicie mi wybaczyć te foty, ale to moje pierwsze kroki w tej dziedzinie. Miejmy nadzieję, że z czasem będzie lepiej.
PS Jako że jestem w posiadaniu Bourjois Rouge Hi-Tech Water-Based Liptint, w bliżej nieokreślonej przyszłości możecie spodziewać się porównania tych produktów.
PPS Miało być krótko, a wyszło, jak zwykle... Bijcie, jak za dużo "gadam" ;)