 |
źródło: http://www.w-spodnicy.pl |
Moja przygoda z depilatorem zaczęła się lat temu 12 - wtedy to zażyczyłam sobie na urodziny jakiegoś takiego Braun'a jak poniżej. Niestety nie dane mi było w ogóle cieszyć się z prezentu, bo zamiast radości z gładkiej skóry, odczuwałam jedynie ból. Ból nie do wytrzymania! Nie pomagała ani nasadka masująca ani nawet wyproszona w aptece bez recepty maść znieczulająca. Po kilku próbach poddałam się całkowicie, rzuciłam Braun'a w kąt, po czym parę lat później w ogóle go sprzedałam.

Od jakiegoś czasu znów zaczął za mną chodzić zakup podobnego narzędzia tortur... Miałam dość ciągłego golenia pach, które z jednej strony domagały się tego praktycznie codziennie, a z drugiej wcale tego dobrze nie znosiły i wiecznie kończyło się podrażnieniem :( Nawet golenie nóg mnie aż tak nie męczyło, jak te pachy i stwierdziłam, że jak znów przy łydkach skapituluję, to może z pachami chociaż dam radę. Wiem, że to niby delikatniejszy obszar, ale w końcu jeszcze jakieś 4 lata temu regularnie chodziłam na wosk na pachy i nawet kosmetyczka podziwiała mój stoicki spokój, podczas gdy ona się nade mną znęcała... Do tego stwierdziłam, że technika poszła do przodu, można już kupić naprawdę wybajerowane depilatory z różnymi nakładkami, masażerami, głowicami, a nawet takie co nie tylko można myć, ale i używać pod wodą. Marzył mi się taki właśnie "podwodny" Braun'ik, ale koniec końców, korzystając z nie lada okazji wyprzedażowej w Tesco, nabyłam Philipsa HP 6570. Doszłam do wniosku, że jak mam znów zwątpić po paru użyciach, to zawsze lepiej wywalić w błoto 140zł niż blisko 500zł...

Poza tym chyba same przyznacie, że design tego modelu naprawdę cieszy oko i aż zachęca do użycia. Te kwiatowe motywy, iście wiosenny odcień zieleni... No i do tego smukły, opływowy kształt, który świetnie leży w dłoni i lampka Opti-light, przed którą nie ukryje się żaden włosek!
Do tego mój model wyposażony jest w 3 nasadki: masującą, podnoszącą włoski i klasyczną zapewniającą najszersze pole działania i, z tego co zdążyłam zauważyć, najdokładniejszą depilację. Oczywiście do tego zasilacz (niestety ta wersja bez kabelka nie działa), szczoteczka do czyszczenia głowicy (nie wiem po co, skoro szybciej i dokładniej można to zrobić pod wodą) i kosmetyczka, w którą cały ten zestaw się mieści. Po więcej informacji na temat samego modelu odsyłam Was bezpośrednio na stronę producenta
KLIK. Nie ma sensu, żebym powielała tu to wszystko.
Dodam jeszcze, że jak to w depilatorach Philips'a bywa głowica depilująca wyposażona jest w ceramiczne dyski, podczas, gdy na ten przykład w Braun'ach są to pincety. Jaka jest między nimi różnica nie wiem, bo ze swoich pierwszych doświadczeń zapamiętałam ból i tylko ból - grunt, że te całe dyski u mnie się sprawdzają.
No bo chyba nietrudno Wam się domyślić (i po tytule, i po tym przydługim wstępie ;) ), że tym razem zakup był jak najbardziej udany! Żeby nie było - przyznaję, że pierwsza próba pod pachami okazała się istnym hardcorem - bolało jak cholera, krew się lała, przycięłam sobie nawet skórę... Ale potem przypomniałam sobie rady koleżanek - wizażanek i umówiłam się na wosk do kosmetyczki. Nawet po jednym takim zabiegu włoski odrastają o wiele słabsze i, co najważniejsze, jest ich jednorazowo mniej do usunięcia, więc kolejna depilacja Philips'em była już prawie bezbolesna. Teraz po blisko 2 miesiącach użytkowania mogę powiedzieć, że wbrew pozorom ból wcale nie jest większy niż na nogach, a nawet śmiem twierdzić, że mniejszy!
Co prawda przy łydkach już nie bawiłam się w żadne woski, tylko od razu potraktowałam je depilatorem, ale mimo iż nóg nie goliłam tak często jak pach, więc teoretycznie przynajmniej włoski były tam i słabsze, i rzadsze, to jednak wyrywanie ich jest tam bardziej odczuwalne. Ten pierwszy raz naprawdę mocno zaciskałam zęby, drugi i trzeci też jeszcze trochę bolało, a teraz powiedzmy, że przez pierwszą minutkę coś czuję, ale nie nazwałabym tego bólem, a w dodatku po chwili to już w ogóle jest takie smyranie. Zresztą nawet już nie używam nasadek masujących - prawdę mówiąc ta typowo masująca przydała się tylko przy pachach przez te pierwsze 2-3 razy, a do nóg w ogóle się nie sprawdza, bo nie łapie krótkich włosków. A ta niby podnosząca włoski jest już całkiem bezużyteczna wg mnie, więc koniec końców używam tylko tej klasycznej, bez żadnych bajerów.

Jeśli chodzi o domniemane negatywne skutki tego typu depilacji, to póki co nie zauważyłam, żeby mi jakoś specjalnie zaczęły wrastać włoski, chociaż zewsząd się słyszy, że tak się często dzieje. Regularnie używam peelingu, smaruję się balsamem z mocznikiem (to akurat mniej regularnie ;) ) i naprawdę do tej pory może ze 2 razy musiałam pomagać wyjść na światło dzienne jakimś pojedynczym włoskom. Wręcz częściej mi coś wrasta na linii bikini, gdzie golę się golarką niż tam, gdzie zaczęłam używać depilatora, więc w niedalekiej przyszłości mam zamiar poszerzyć obszar działań ;) W sumie dzisiaj już zaczęłam robić przymiarki i nie było tak źle, więc myślę, że stopniowo, kawałek po kawałku i tam dam radę. Chociaż nie ukrywam, że akurat do bikini przydałaby się węższa głowica. Ta moja jest stworzona typowo do nóg i jak z pachami radzi sobie doskonale, tak z bikini już gorzej. No ale to akurat nie jej wina.
Zresztą bardziej niż wrastających włosków obawiam się o stan moich naczynek, bo niestety mam skłonności do ich pękania, ale tu też póki co nic się nie dzieje. Co prawda przy pierwszej depilacji łydek pojawiło mi się sporo czerwonych plamek, takich jakby podskórnych wylewów, ale po 2 dniach zniknęły i przy kolejnych zabiegach już ich nie było. Nie mam też często spotykanych, a typowych dla tej metody depilacji kropeczek w miejscu wyrwanych cebulek. Czasem tylko jakieś delikatne zaczerwienienie, które zresztą po paru godzinach znika.
Ogólnie rzecz biorąc jestem pod wrażeniem tego wynalazku i żałuję, że tak długo zwlekałam zanim podjęłam kolejną próbę, bo jak się okazuje zabieg wcale nie jest tak bolesny, a komfort gładkiej skóry niebywały! Zwłaszcza pod pachami - koniec z wiecznie czerwoną od golarki, "wykropkowaną" skórą i odrastającymi już na drugi dzień włoskami :/ 2-3 zabiegi i odzyskujemy swą dawną, gładką skórę o jednolitym kolorycie! Przy nogach może nie jest już aż tak gładko, bo chociaż włosków nie widać, to coś tam czuć, ale i tak o niebo lepiej. Wystarczy nawet raz w tygodniu przejechać po nodze i usunąć jakieś pojedyncze włoski, a pewnie z czasem będzie ich coraz mniej.Także polecam, polecam i jeszcze raz polecam, nawet tym z Was, które kiedyś próbowały i nie dały rady. Jak widać, czasem trzeba dać sobie drugą szansę... ;)
A Wy używacie depilatorów? Macie jakieś tajemne sposoby na zapobieganie wrastającym włoskom? Bo teraz może i faktycznie jakiś wpływ na ich brak ma balsam z mocznikiem, ale nie chciałabym być skazana na niego codziennie, bo jednak latem wolę lżejsze smarowidła. No i co z bikini? Da radę czy dać sobie spokój? Bo po porannej próbie widzę, że do teraz jeszcze mam niezłe podrażnienia, ale w sumie może z czasem przejdą. Jakieś patenty na to? Chętnie posłucham rad koleżanek - weteranek depilatorów ;)