Bell Multi Mineral Anti-Age Concealer
Korektor kupiłam właściwie z przypadku - potrzebowałam czegoś taniego i to na już po tym, jak odkryłam, że nie dość, że mój All About Eyes Concealer Clinique z lekka się rozwarstwił, to jeszcze właśnie on jest sprawcą dokuczliwego szczypania. Poprzednią tubkę zużyłam bez żadnych sensacji i nawet pod koniec swego żywota nie czyniła mi krzywdy, mimo iż zeszło mi z tym prawie 2 lata (!!) i zawartość też już z lekka zmieniła konsystencję. No a tutaj taki zonk - tubka, nawet w 30% nie zużyta i po 7 miesiącach nie nadaje się już do niczego :/ Niby wiem, że w teorii jej ważność to 6 miesięcy od otwarcia, ale przecież przyznacie mi rację, że nie da się zużyć 10ml korektora w tak krótkim czasie. No, ale nie o tym miało być...
Jak to mówią - nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - przynajmniej dzięki temu odkryłam świetny korektor za grosze, bo za Bell Multi Mineral Anti-Age Concealer dałam dokładnie 9,4zł :) Opakowanie ma 8g - ile to jest na ml nie mam pojęcia, ale to taka standardowa wielkość korektorów w tej formie. Dostępne są 2 odcienie - jeden różowawy - nr 1, drugi żółtawy - nr 2. Mój to właśnie ten drugi. Próbowałam uchwycić kolor na zdjęciu, kiepsko mi to wyszło, ale wrzucam, może komuś się przyda. Ta kropa dlatego tak w samym rogu, ponieważ teoretycznie na pozostałej powierzchni jest jeszcze roztarty korektor.
Korektor ma fajną, lekką konsystencję i bardzo łatwo się rozsmarowuje i wklepuje. Może na zdjęciach tego za bardzo nie widać, ale stopień krycia jest wg mnie niezły i naprawdę wystarczający. Do tego delikatnie rozświetla skórę, chociaż teoretycznie nie zawiera żadnych drobinek ani nic takiego.
Co ważne korektor nie wchodzi w zmarszczki pod oczami, a niestety Klinikowi czasem się to zdarzało, jak miałam zbyt lekki krem. Tu problemu nie ma, nawet na żelach FlosLeku sprawuje się wyśmienicie.
Do wydajności też nie mam zastrzeżeń - mam go od października i myślę, że o nowym pomyślę w kwietniu, także 10zł raz na pół roku spokojnie można wydać.
Ocena: 5 / 5
Max Factor Xperience Volumising Mascara
Kolejny nieplanowany zakup. Obok tego tuszu przeszłabym pewnie obojętnie, gdyby nie wspólne allegrowe zamówienie z rzyrafką. Przyszło do mnie, więc miałam okazję przetestować jej tusz - no i przepadłam. Nie dalej jak miesiąc później zamówiłam drugi dla siebie.
Tusze MF kiedyś bardzo lubiłam. Zaczęło się od More Lashes, a potem 2000 Calorie, który to, szczególnie w wersji Curved Brush był moim długoletnim ulubieńcem. Teraz jakoś mnie już tak bardzo nie zachwyca, ale do tej podkręconej wersji pewnie jeszcze wrócę. Potem nastała era silikonowych (vel gumowych) szczoteczek i tu był pierwszy zonk. Masterpiece (czy Masterpiece Max, już nie pamiętam), może i dawał fajny efekt, ale niestety strasznie leciały mi po nim rzęsy :( To samo zaobserwowałam potem przy Wonder Lash Oriflame (też silikon). Od tamtej pory podchodziłam nieufnie i do samego Max Factora, i do takich szczoteczek. Co prawda przetestowałam i False Lash Effect, i Lash Extension, ale pierwszy z nich wcale nie dawał u mnie efektu sztucznych rzęs, a drugi prawdę mówiąc nie dawał efektu wcale (noo, poza kolorem). I w ten oto sposób pogniewałam się na MF jeszcze bardziej i wcale nie wzruszały mnie zapowiedzi ich nowości. No ale jak widać - do czasu. To tyle tytułem wstępu, teraz przejdźmy do rzeczy :D
Tusz Max Factor Xperience Volumising Mascara obiecuje pogrubienie rzęs bez ich obciążania i muszę przyznać, że faktycznie tak jest. Do tego efekt łatwo można stopniować nakładając kolejne warstwy bez obawy o sklejenie rzęsy, gdyż szczoteczka mimo stosunkowo rzadkich szczecinek w porównaniu do innych silikonowców, doskonale rozczesuje. Tusz jest idealny na co dzień, zwłaszcza do szybkiego porannego makijażu, gdyż nie sposób zrobić sobie nim krzywdę. Poza tym jest trwały - nie osypuje się ani nie kruszy i póki co nie zaobserwowałam, żeby osłabiał mi rzęsy czy podrażniał oczy. Mimo tego demakijaż nie stwarza problemów i tusz schodzi bez zarzutu. Kolor, który mam jest czarny i naprawdę taki jest. Nie żaden wypłowiały szary. Jedyny minus to cena - standardowa jakieś 55zł, ale od czego są promocje i net ;)
Ocena: 4,5 / 5
Zresztą, co ja Wam tu będę pisać - efekty użycia korektora i tuszu poniżej. Od razu mówię, że to moje pierwsze eksperymenty z aparatem, jeśli chodzi o takie foty, więc proszę wziąć na to poprawkę ;)
Najpierw moje nagie oczko, potem z korektorem, a następnie z I warstwą tuszu i na koniec z II. Można dać i więcej, ale na co dzień tyle mi wystarcza
A na koniec - bonusik, czyli moje sobotnie oko, też z Xperience w roli głównej.
Kusisz tym tuszem :) Bardzo ładny efekt daje przy 2 warstwach.
OdpowiedzUsuńmasz piękne oko :) uwielbiam ten tusz; dzięki za recenzję Bella - najprawdopodobniej kot strącił mój korektor do kosza i powinnam zainteresować się czymś nowym ;)
OdpowiedzUsuńisa, skuś się i Ty, bo warto
OdpowiedzUsuńMagda, dziękuję :* Najlepsze jest to, że generalnie to ja mam piwne oczy, a ostatnio jakieś takie zgniłozielone się zrobiły. Aż się zdziwiłam jak zobaczyłam te foty.
Za korektorem się rozejrzyj, bo naprawdę jest wart zakupu. Zwłaszcza za tą cenę :)
A tak na marginesie - te koty to mają pomysły, noo...
Zaciekawilas mnie korektorem Bell,chyba poszkam go u siebie a jak nie to bede Cie meczyc:DDD
OdpowiedzUsuńOko z Xperience prezentuje sie bajecznie!cos mi sie wydaje,ze bedzie on nastepny w kolejce!
Kusicielka:P
Hexx - cała przyjemność (kuszenia) po mojej stronie :D
OdpowiedzUsuńA w razie problemów z zakupem Bell służę pomocą, bo akurat korektory u mnie są, czego nie można już powiedzieć o podkładach Mat & Cover czy najnowszych lakierach :/